Oto moja historia. Jako osoba pozbawiona wszelkich uczuć wyższych opowiem dziś Wam o tym jak się żyje mi z aleksytymią. Otóż tak-nie cierpię emocji innych i wczuwania się w nich. "Empatia" to dla mnie obce słowo jak i w moim słowniku go nie ma. Ale mimo tego,że choruję na aleksytymię udawało mi się być wolontariuszką i pomagać innym. Jak to możliwe??? Otóż tak-za "tłumacza" jak i przekładnika tego co ja uważam za słuszne a co myslą inni dookoła mnie posługiwali mi między innymi moi byli już synowie.
Moim pierwszym "synem" jak go nazwałam był w 2005 roku niejaki Michał z Nadodrza. Ten nauczył mnie jak komunikować się pomiędzy mieszkańcami Nadodrza a mną. Były początkowo bariery i to wielkie w komunikacji jak i nikt nie rozumiał mnie ani ja ich. Dziś Michał ma dwójkę dzieci-synów jak i jeden z jego synów urodził się 8 grudnia tak jak moja Cyanide Poison.
Jako drugi był Łukasz L.-chorujący na padaczkę chłopak jakiego to uznawałam za syna w 2012 roku. Podróżował on ze mną ale kolegowaliśmy się do prawie końca czerwca 2012 kiedy to w pociągu dostał ataku padaczki i ja to widziałam i od tamtej pory musiałam brać Re****ium na uspokojenie. Ten nauczył mnie,że do dzieci chorych ja się raczej nie nadaję. Był to bardzo wrażliwy i uczuciowy chłopak. W ostateczności został gayem i dziś ma partnera. Motto jakie sobie umieścił na Facebooku to:" Kochaj innych tak samo jak siebie".
Po raz trzeci "syna" zapragnęłam kiedy to daty 24 listopada 2014 roku ujrzałam Ridera. Ten to był nawet do mnie podobny ale było dużo "ale" ponieważ okazał się być żonatym facetem. Razem chodziliśmy na Psiak na wolontariat załóżmy do przedszkola jak i woził mnie o tu to tam razem z paczką przyjaciół jaką tworzyliśmy od 2014 roku do 2017 i tyle w temacie. Dzis Rider żyje sobie z daleka odemnie a i mnie wywiało na Kalish niż na Psiak.
Po zakończeniu relacji z Riderem przyszedł czas na to abym wróciła z Psiaka na Nadodrze a tam jak nie George czy Woy Taz byli moimi "synami". Dziś choć nie mam syna ani synów to aż tyle dzieciarni wychowałam jak na przykład swego czasu dzieciarnię z całego świata wychowywała Hannah Montana czy inna tam Violetta. No ale mniejsza z tym.
Czemu być jak "Król Haggard"??? bo tenże oto człowiek przygarnął do siebie jak i wychowywał jak syna księcia Lir'a jaki to myślał przez wiele lat,że jest jego synem ale prawda była taka,że Haggard znalazł jego jako dziecko na polu i wziął przygarnął do siebie. Wychowaywał aż do dorosłości a gdy Książę ten zakochał się w kobiecej postaci Ostatniego Jednorożca Król Haggard się wścieknął:
Ten blondynek powyżej to właśnie książę Lir a ten siwy starzec to właśnie tępiący jednorożców Król Haggard. Może i ktoś kto nie ma uczuć ale przygarnia pod swój dach kogoś jak syna nie jest w rzeczywistości aż takim czarnym charakterem??? A w takiej końskiej pannie się zakochał ten książę:
Któż z nas nie przeszedł by obojętnie wobec takiej piękności??? Dziś nie mam syna i nie będę go nigdy miała nawet jakbym se z 10 takich chłopców poprzygarniała ale prawda jest taka,ze są jeszcze ludzie jacy się dogadują ze mną mimo,że nie mam uczuć wyższych.