Pamięta ten dzień tak jakby to było wczoraj.Pamiętam tak,że mogłabym przeprowadzic wizję lokalną co gdzie i jak oraz o której godzinie było…Nie mam siły na to aby to napisac i opisac ale odważę się na ten czyn.Na każdym z moich blogów coś nadmieniałam ale nigdy nie byłam na tyle dojrzała do tej decyzji aby napisac o tym w ten sposób…
17 marca 2007 roku.Sobota.Tego dnia wstałam jak zwykle o godzinie 3 w nocy na moje najukochańsze utwory Techno.To był dzień zjazdu w moim zaocznym liceum ogólnokształcącym.Kiedy wstałam o godzinie 3 rano to zaczęłam poprawiac sobie fryzurę i wpięłam te spineczki różyczki,które kupiłam wczoraj.Uratowały mi moją fryzurę bo tego dnia moje koki coś nie chciały się trzymac…Czesanie się zajęło mi około 45 minut.Na włosy nałożyłam grubą warstwę odżywki do włosów i ułozyły się.Nie wiem czy to przypadkiem nie nerwy się do tego przyczyniły…To nie był zwykły dzień…
O godzinie 4 rano wstała moja głupia stara i tego dnia jak co rano kłóciła się ze mną.Nie nawidzę jej!!!Kiedy wyjechała do roboty to poczułam ulgę i nadal mogłam się rozkoszowac słuchaniem mojej najukochańszej radiostacji Sunshine Live i muzyką Techno…Około godziny 6 rano zjadłam paczkę chipsów Lay’s Stix i źle się poczułam.właściwie to ja już mniej więcej odkąd wstałam nie czułam się najlepiej.Czułam coś takiego jakby ktoś wziął i rozwalał mnie od środka.Czy to co czułam to to samo co czuł komin???
Pomimo iż nie czułam się najlepiej to postanowiłam,że pojadę do szkoły na zjazd.Z domu wyszłam około godziny 6:30 bo pociąg,który jechał na Nadodrze miałam o godzinie 7:02 z Twardogóry.Kiedy szłam po drodze to minęłam targ,który odbywa sie jak co sobotę.Pamiętam jak na billboardach niedaleko targu widniała reklama ziemi ogrodowej i pisało „pięciopak”. Sama nie wiem czemu ale kiedy widziałam ten billboard to chciało mi sie płakac na sam widok napisu „pieciopak”…
Do pociągu wsiadłam punktualnie.Jechałam tam gdzie jest przedział służbowy,czyli w ostatnim wagonie.Celowo to zrobiłam z racji tego,że wiedziałam,że od Oleśnicy będzie zmiana kierunku i tam gdzie teraz jest pusty ostatni wagon to będzie potem maszynista i konduktorzy.W Oleśnicy następywała zmiana kierunku jak zwykle w wagonach i tam gdzie był pierwszy wagon był teraz ostatni a tam gdzie ja siedziałam był pierwszy wagon.Poszłam szybko jeszcze na postoju w Olesnicy do kiosku aby kupic sobie najnowszy numer Witch’a-numer 103,którego nie kupiłam sobie wczoraj oraz kupiłam sobie jeszcze jakieś łamigłówki z WITCH’a.Potem zdązyłam wsiąśc spowrotem tam gdzie byłam…
To ten numer WITCH’a kupiłam i jako dodatek był cukierkowy błyszczyk:
Podczas jazdy nie podeszłam bliżej do maszynisty ale siedząc widziałam jak pociąg jedzie.Konduktor próbował mnie wyprosic tam gdzie są przedziały ale ja mu powiedziałam,że nie mam siły i się źle czuję ale odpowiedział mi,że poczuję się lepiej jak pójdę tam gdzie są przedziały.Mimo wszystko zostałam i siedziałam patrząc jak pociąg jedzie…
Na Nadodrze tez zajechałam według rozkładu.Kiedy wysiadłam to kropił deszcz.Nie było już ani śladu po wczorajszej ładnej pogodzie zupełnie jakby jej nie było i to wszystko znikło przez jeden dzień…Nie czułam się najlepiej ale w ręku trzymałam nowy numer Witch’a, którego kartki skrapiał mi deszcz…Przed zajęciami poszłam do kiosku gdzie kupiłam sobie jeszcze raz ten sam nowy numer Witch’a razem z kolejnym cukierowkym błyszczykiem i jeszcze inne gazetki z łamigłówkami o Witch.W szkole usiadłam w ławce ale czułam jak sama opadam na ziemię.Deszcz za oknem nadal padał a ja nie czułam się na siłach.Te dwa błyszczyki,które były dodatkami do gazetki Witch dałam w prezencie kolezance,której nie lubiałam i kiedyś chciała mnie zbic ale nasze relacje nieco się poprawiły.Przyjęła i podziękowała za prezent.Siedziałam w ławce ale czułam,że nie wyrobię.Przeszłam się jeszcze raz do kiosku i z powrotem ale nie mogłam złapac oddechu…Pierwszą lekcję jaką mięlismy był język polski,na którym przerabialismy wiersz Czesława Miłosza-Campio di fiori.Ten wiersz okazał się bardzo proroczy…Na języku polskim czułam się coraz gorzej.Nauczycielka zapytała się mnie czy nie mam gorączki i jak się czuję i powiedziała mi,że nie wygląda to dobrze ale zapewniłam ją,że wszystko jest w jaknajleszym porządku.chciałabym ale nie mogłam.To było silniejsze odemnie…Poszłam więc na lekcji polskiego do toalety i omal co nie zemdlałam a każdy krok sprawiał,że czułam się gorzej i opadałam na ziemię z sił…W toalecie zwymiotowałam ale i tak mi to nie pomogło…Nie byłam chora i wiedziałam o tym.Tego nie można nazwac chorobą a może jednak tak.Wiedziałam co dziś zobaczę.Chciałam to zobaczyc.Wiedziałam,że to nastąpi i to nie przypadek.
Przyjaciel.Jak wiele znaczy to słowo.,chodzi mi o takiego przyjaciela,którego drzwi są zawsze dla mnie otwarte i,na którego mogę liczyc.Nie był to człowiek. Przez dwa lata widywałam go.On był świadkiem razem z tą nastawnią jak kłóciłam się i godziłam razem z osobami z Nadodrza.To jemu powierzałam wszystkie moje sekrety od kiedy po raz pierwszy-od daty 5 marca 2005 roku przybyłam na Nadodrze.To tam zawsze drzwi były dla mnie otwarte i to tam kiedy nie miałam żadnych nadzieji na lepsze jutro mogłam się wypłakac.to tam bawiłam się i zdążyłam się do niego przyzwyczaic.Mój najukochańszy komin.10 dni wcześniej-daty 7 marca 2007 roku wyburzono nastawnię WNO-jego odwieczną towarzyszkę.Na następny dzień kiedy wyburzono nastawnię i ja się o tym tez dowiedziałam to czułam to w sobie jakby to ktoś mnie burzył od środka.Nastawnia i komin przetrwały razem II wojnę światową oraz powódź stulecia w 1997 roku.Czemu musiał zostac zburzone???Czemu akurat po tych dwóch latach odkąd się poznalismy???Dlaczego???
Kocham WAS:
Na zdjęciu powyżej jest stara pocztówka.widac na niej tam z boku Nadodrza widoczny komin.On był moim przyjacielem,który zawsze na mnie czekał i obserwował moje zycie.Nie tylko moje.On był wspaniały.Moje życie było jak z obrazka.Do dnia kiedy to wstrętni ludzie zaczęli burzyc to co kocham…
Po zajęciach z języka polskiego już nie wytrzymałam i kiedy szłam korytarzem z moją koleżanką Darią z zaocznego liceum to zapytała się mnie dlaczego dziś nie mam na sobie moich ukochanych różowych spodni…A czy gdyby ona musiała pożegnac się z kims kto był jej cenny na zawsze i już nigdy go nie ujrzec to jak by się ubrała???W kwiecistą sukienkę z falbankami???
Około godziny 10 wyszłam ze szkoły tuż zaraz po zajęciach z języka polskiego.Nie wytrzymałam. Wiedziałam na co musze się przygotowac…
Pomińmy już to co dale robiłam.nie powinno to nikogo obchodzic.Zdązyłąm powiedziec żegnaj na zawsze.Zostały mi tylko dwa zdjęcia,na których jesteśmy razem…
Godzina 11:42.Nie ma już go.Wyburzyli go.To zostało w mej pamięci:
Jaka ja byłam głupia i ślepa…Jaka ja byłam głupia,że poszłam jeszcze do księgarni na ledwo chodzacych nogach o włąsnych siłach i kupiłam sobie karty z WITCH’a oraz poszłam do cukierni aby zjeśc serduyszko z galaretką za 1 złoty!!!Jaka ja byłam głupia,że zaraz po tym poszłam sobie jakby nigdy nic.Wołałam ale każdy był głuchy na moje wołanie. Płakałam ale nikogo to nie obchodziło…Więc poszłam jak tchórz.Zostawiłam go leżącego…By potem za godzinę wrócic z kartami Witch i usiąśc na ławce na Nadodrzu i oglądac swoje nowe zdobycze do kolekcji…Jakby nigdy nic.Chciałam zapomniec o tym co widziałam oraz to o czym słyszałam.Zdązyłam pożegnac się na zawsze.Na zawsze.Wiedziałam,że moje szczęscie przypłacę.Z nieba zaczął kropic jak zwykle deszcz.Nic nie było takie jak dawniej i nie będzie.Niebo płakało za kominem…
Około godziny 13:30 czy jakoś tak wsiadłam do pociągu,który jechał do domu-w stronę Twardogóry.W ręku trzymałam gazetkę z WITCH’a i kiedy wsiadłam to poszłam od razu do maszynisty.Tak jak zwykle jakby nigdy nic się nie stało…U maszynisty spotkałam jakiegoś faceta co tez jechał do Twardogóry i pytał się mnie czy ja znam burmistrza bo on jest jego dobrym znajomym.Odpowiedziałam mu,że nie znam ale sama zostane kiedyś burmistrzem.Pokazałam mu gazetkę z Witch’a i powiedziałam mu,że tu samą prawdę piszą bo był tu tai cukierkowy test,w którym mi wyszło,że nie jestem słodka i dobrze mi z tym.Nie wiem co mnie naszło ale chciałam zapomniec o tym co widziałam.Nadal źle się czułam.Tak jakbym to ja tego dnia umarła…
Kiedy przyszła Twardogóra i ten facet wysiadł razem ze mną to widziałam jak już pod stacją jakaś limuzyna na niego czekała.Sama nie wiem jakie ja osobistości na swej drodze spotykam.A może to był sam burmistrz???
Z resztą nie obchodzi mnie to…
W Twardogórze też niebo było zachmurzone i zaczął padac deszcz.Szłąm do domu ledwo trzymając się na nogach kiedy przechodziłam po schodkach koło szkoły na ul.Batorego w Twardogórze to znalazłam pod nogami 2 złote.Nie ważne czy znalazłabym miliony pod nogami-i tak od tamtej pory nic nie jest jak dawniej…
To nie był mój ostani dzień ale czułam się tak jakbym to ja tego dnia umarła.Zmarł on-mój najdroższy przyjaciel,komin nastawni WNO…
Pomimo iż to tylko był komin ja czułam,że on zyje. Przeżył tyle bo miał duszę,której puści ludzie nie potrafili odnaleźc.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz