Bycie sobą.Ilu z nas mogło by w miare swobodnie powiedziec o samych sobie:”Jestem sobą.”???
Gdyby zapytac przypadkowego człowieka o to kim jest,w zależności od płci i wieku odpowiadałby różnie.Na przykład gdyby zrobic taki experyment w centrum miasta i podchodząc do przechodni zapytamy się o to kim są to odpowiedzą: „Jestem żoną.”, „Jestem matką”. „Jestem synem”. „Jestem kucharzem”. A kto z nich odpowiedziałby:”Jestem sobą.”???Niemal nikt.Bo niestety,ludzie-czyli społeczeństwo obywatelskie już od samego początku swojego życia muszą byc nastawiani przez kolektywę-rodzinę oraz otoczenie,w której się urodzili i przez najbliższe lata przyjdzie im życ,na odpowiednie role społeczne,do których przywykną,na które zostaną zaprogramowani i tak już zostanie.Przez to kobieta,dorosła już,którą z dzieciństwie matka zaprogramowała wpajając jej,że powinna byc żoną i matką,niestety wedle tego co będzie jej kazała jaźń odzwierciedlona,czyli to jak postrzegają ją inni a nie to jak postrzega ona samą siebie czyli wedle własnej jaźni subiektywnej nie będzie się czuła spełniona jeżeli nie spełni swych obowiązków bycia idealną żoną i matką.O wiele lepiej w społeczeństwie polskim mają mężczyźni,którzy to mogą wybierac sobie dowolne role społeczne jakie chcą pełnic.Nikogo nie zdziwi już przykłąd mężczyzny,który jest kucharzem nie tyle co z zawodu ale i z zamiłowania czy tez męzczyzny,który jest rozwiązły i nikt nie powie o nim „ku*wa”.Gdyby to kobieta była Casanovą wóczas nie tylko ludzie by sobie o niej pomyślęli wszystko co złe ale także wyklęli by ją spoza kolektywy społeczeństwa jak niejaką Jagnę z „Chłopów”.
Społeczeństwo,czyli kolektywa bywa zarówno budujące jak i runujące.Ja-żyjąc w przecudownej malutkiej mieścinie,którą to zwykle sobie zachwalałam-Twardogórze wiem o tym co to znaczy kolektywa.Tutaj ludzie zyją pierdołami a nie swoim włąsnym życiem.Patrzą na innych poprzez pryzmat tego jak na niego gadają i co o nim gadają.Niektórych ludzi kolektywa buduje a dana osoba,która aspiruje do bycia w danej społeczności czy kolektywie i stara się o przyjęcie do niej jest po prostu neofitą,co już niejednokrotnie na moich blogach pisałam,jednak jeżeli już pozna smak tej społeczności-kolektywy może byc to dla niego rujnujące,gdyż niestety-kolektywa jeżli już przyjmie w swe szeregi to jest jak sekta.
Mój proces.Za to ja mam swój proces,że jestem jaka jestem.Nie spodobałam się kolektywie,która po prostu za mój sposób bycia,zachowanie i wygląd skazała mnie na to abym była sądzona jak świnia a jaśnie pani Grażyna Berentowicz-Sobczak,która mi ten proces wytoczyła razem z resztą jej spółki,która bazuje na nepotyźmie,myślała sobie,że ja nie mam włąsnego rozumu i nie mam nic do powiedzenia przez to zamiast mi to kazała się wypowiadac mojej zasranej rodzince i ze mnie-pełnoletniej osoby robiła dziecko,które ma problemy.Ona sama ma ze sobą problemy,gdyż sama do dziś nie potrafi sobie z tym poradzic,że jej mężuś nagle zmarł we śnie.We śnie.We śnie.We śnie się wszystko może zdarzyc.Człowiek może umrzec ale nie tylko-może dostac wylewu lub osiwiec nagle przez jedną noc bo i też o takich przypadkach się słyszy ale ile w tym prqawdy tego nie wiem.Problemy bym miała gdybym sie moczyła we śnie lub gdybym się cięła i miała blizny.Szpecące blizny,które pomagały by zwrócic na mnie uwagę pedagogów bo w końcu jestem dziewczynka,któa potrzebuje mamusi i tatusia zdaniem jaśni pani Berentowicz-Sobczak ale ona nawet nie zna życia bo całe życie siedziała sobie w książeczkach i pracowała po znajomości na to aby zostac wykładowczynią i rektorką.To samo się tyczy sędziów czy policjantów.Wszyscy wszystko po znajomości…Niestety-ja znam życie…
Gdy daty 17 grudnia 2009 roku skończyłam rozmowę z tym kolegą,który czekał na auto na przystanku bo miał po niego przyjechac kolega aby pojechali razem do ILPEI do pracy to po woli szykowałam się już do najgorszego-stawiania czoła nowemu dniu.Dzień.Ile to jest dla człowieka jeden dzień z życia.Doba ma 24 godziny ale przez te 24 godziny może wydarzyc się coś co z 24 godzin może zrobic nawet i całe życie.Bo przeciez ktoś kto w ciągu jednego dnia straci wszystko a kto wie czy nawet i nie zdrowie i potem przez całe życie będzie musiał jeździc na rehablitację,wtedy do końca życia zapamięta sobie ten dzień,w którym stracił to co miał do tej pory.O godzinie 5:30 jak zwykle nadjechał mój autobus.Już gdy stałam na przystanku,rozglądałam się za tym czy nie jedzie przypadkiem tak jak zwykle jeździł o tej porze Marcin zwany „Galancikiem”.Już niejednokrotnie jak jechał o tej porze tym samym autobusem to opowiadałam mu o moim procesie oraz o tym kto mi go wytoczył.W końcu kiedyś uczęszczał do tej szkoły co mi go wytoczyła to wie mniej więcej kto tam jest kim oraz zna osoby,które mi proces wytoczyły…
Niestety-tym razem Marcin nie jechał.A szkoda bo zamieniłabym z nim parę słów na temat mojego procesu.W autobusie musiałam jak zwykle dopchac się do mojego najukochańszego miejsca na pierwszym siedzeniu ale nie tego tuż zaraz za kierowcą tylko do tego na przodzie.Niestety,nie siedziałabym tym razem sama na moim najukochańszym miejscu,gdyż usiadł tam jakiś facet.No to dosiadłam się do tego faceta i siedziałam tam już.Gdy jechałam w autobusie i siedziałam obok tego faceta o wyciągnęłam sobie z mojego plecaka z Witch pizzerkę i zaczęłam ją jeśc.Pamiętam,że pizzerka była zawinięta w woreczek foliowy.Pizzerkę zaczęłam jeśc jak już dojeżdżalismy do Wrocławia.Pamiętam jak dziś,że tego dnia był korki.Nawet jeżeli od dnia 17 grudnia 2009 minęło już tyle czasu,a ja ciągle nie potrafię sobie poradzic z opisaniem tego co wydarzyło się tamtego dnia oraz jak to było,musiałam dojrzec do tego aby to napisac ale na pamięc nie narzekam więc potrafię niemal idealnie odtworzyc to jak było to wtedy.Jestem sobą.Nigdy nie zboczyłabym z mojej drogi,jaką sobie obrałam.Droga.Gdy daty 17 grudnia 2009 roku patrzyłam na zakorkowaną drogę do Wrocławia,szczególnie pomiędzy C.H.KORONA,nawet jeżeli nie były to godziny szczytu tylko dochodziła godzina 7 rano to ja i tak nigdy nie zapomnę tego jak siedziałam i wpatrywałam się w zakorkowana drogę.Drogę…Drogę…
Droga.Dla mnie to było jak droga krzyżowa.Szukanie świadków,którzy mogli by wypowiedziec się po mojej stronie na moim procesie oraz rozmowa z adwokatem,to jest to co powodowało,że już kolejny dzień walczyłam z tymi,którzy chcieli mnie ubezwłasnowolnic za samo to,że jestem jaka jestem i nigdy tego nie zmienię…Pomimo iż od tamte pory minęło tak wiele czasu-ja wszystko pamiętam.To zostaje w człowieku.I zostanie do końca…
Wysiadłam z autobusu wcześniej.Na skrzyżowaniu,gdzie nie wolno stawac ale kierowca zwykle staje każdemu kto go o to poprosi.To skrzyżowanie gdzie na światłach gdzie naprzeciwko niego jest sklep z garniturami „STEFANO” oraz zaraz tam mieści się budynek szkoły detektywistyczno-ochroniarskiej „Ohikara” na ul.Stawowej.Wysiadłam tam,gdyż wysiadając tam miałam bliżej do Podwala,gdzie mieści się sąd a w bocznej uliczce od niego jest jaśnie nasza kochana Wyższa Szkoła Zarządzania i Finansów we Wrocławiu,gdzie to osoby z tej szkoły podały mnie do sądu i tam też najpierw zmierzałam po to aby znaleźc osoby z mojej paczki,a właściwie mojej byłej paczki,gdyż niemal nasz kontakt prawie się urwał po tym jak mnie wyjebali ze szkoły.Po to chciałam znaleźc osoby z mojej paczki,ponieważ miałam nadzieję,że one mi pomogą i będą zeznawały na moją korzyśc,gdyż jak na razie to chciano wzywac ich do sądu tylko po to aby zeznawały na moją niekorzyśc.Kolektywa,w jakiej się znajdowali wóczas a była nią Wyższa Szkoła Zarządzania i Finansów we Wrocławiu nie pozwalała im na swobodne wyrażanie swojego zdania o mnie.Wielokrotnie mi mówili,że są po mojej stronie i ja to czułam bo nie widziałam aby zeznawali przeciwko mnie3 w zeznaniach oraz zarzutach,jakie podpisywałam zaledwie dwa dni wcześniej w budynku policji naprzeciwko tej głupiej szkoły,więc wiedziałam,że mogę liczyc na nich jako moja paczkę.I pomimo iż dziś już niemal nie mamy ze sobą kontaktu,wiem co to znaczy spirala milczenia oraz co to znaczy miec znajomych,którzy pomimo iz bardzo by chcięli pomóc-są związani przez system…
Pamiętam jak byłam w Urzędzie Miasta i Gminy w Kątach Wrocławskich,gdzie przeżywałam traumę.Tam próbowano mnie zduszac agbym nie wyróżniała się nie tylko ubiorem ale przedewszystkich charakterem a moja gadatliwośc powodowała w urzędniczkach białą gorączkę…Wówczas to kiedy po spędzonym tam dniu pracy,daty 26 sierpnia 2009 roku,gdy to jak zwykle siedziałam na stacji kolejowej i czekałam na pociąg do Wrocławia,który jechał o godzinie 12:50 to mając jeszcze dużo czasu i dusząc w sobie natchnienie,myslałam o tym co by tu napisac na blogach.Myślałam tedy o napisaniu tego na werter.blog.onet.pl i opisaniu tego co człowiek odpowie gdyby zapytano go o to kim jest.Wówczas ludzie odpowiadali by:”Jestem żoną.”, „Jestem matką.”, „Jestem mężczyzną.”, „Jestem człowiekiem.”…Tylko kto z nich odpowiedziałby z całą pewnością:”Jestem sobą.”???Pamiętam jak siedziałam na ławeczce na stacji kolejowej w Kątach Wrocławskich i czekałam na pociąg jak na zbawienie.Wówczas usiadł obok mnie jakiś facet.Wiem,że to był robotnik,który pracował na torach i sprawdzał stan torów.Usiadł koło mnie i jadł kanapki.Widząc mnie,poczęstował mnie słodką bułką bo zagadałam do niego,że życzę mu smacznego.Wówczas aby sobie ulżyc nad swoją dolą bycia sobą i mającą już dośc tej traumy,która trwała wówczas(bo to był 26 sierpnia 2009) zaledwie 10 dni,gdyż moją robotę tam zaczynałam daty formalnie 15 sierpnia 2009 a nieformalnie od 16 sierpnia 2009 bo miałam jeden dzień opóźnienia prze formalności wynikające z mojego niedopatrzenia.No i ulżyłam sobie tak zagadując do niego o to jak bardzo nie nawidzę Kątów Wrocławskich a mężczyzna ten powiedział mi,że jego zdaniem Kąty Wrocławskie są fajne i lubi je za wszystko i,że mają tu wszystko.Na stacji kolejowej mieszkają ludzie.Widziałam siedząc na ławce,że mają pootwierane okna,ponieważ to było jeszcze ciepłe lato.Moja uwagę bo miałam je najbliżej w zasięgu mojego wzroku zwróciło okno,które jest bardzo duże i wychodzi ono na jakiś niby ogród,który mają mieszkańcy tej stacji.Akurat jak spojrzałam to jakiś młody chłopak z tego okna wyszedł i przechodził przez drugie okno aż do tego ogrodu.Nagle ten facet co siedział obok mnie i co poczęstował mnie słodką bułką powiedział mi,że Kąty Wrocławskie są fajne bo ludzie z okna wychodzą.Trochę mnie to wzruszyło ale i tak do dziś nie nawidzę Kątów Wrocławskich,gdzie mnie ograniczano i zduszano w sobie…
Jeżeli człowiek wie gdzie jest jego miejsce-ten zawsze będzie czuł się tam dobrze…Ja wiem gdzie jest moje miejsce.I właśnie dlatego już nigdy nie popełnię tego błędu jakim było szukanie pracy gdzieś gdzie nie jest moje miejsce…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz